Strony

Translate

niedziela, 7 kwietnia 2013

Nowa powieść


Jeśli pożar ogarnął cedry - co mają czynić przyziemne mchy?” Zastanawiam się nad tym pytaniem wyjętym z Talmudu. Jak to, co mają robić? Muszą wszystkimi korzeniami czerpać wodę z głębi ziemi, muszą płonąć bardzo powoli i w ten sposób osłabiać i gasić pożar. Nic innego im nie pozostaje.

Postanowiłem w pierwszej połowie bieżącego roku skończyć książkę historyczną z czasów Jezusa. Nie bardzo wiem dlaczego pisanie tej książki sprawia mi duże kłopoty. Parę razy już odkładałem ją i próbowałem od nowa. Być może pisanie beletrystyki historycznej wymaga czasu niezakłócanego innymi problemami, ale czy ja mam prawo mieć nadzieję, że kiedyś nastanie taki czas? Dlatego muszę pisać teraz. Oto pierwsza scena powieści:


GWIAZDA NAD BETLEJEM

Nad Heliopolis zapadał zmierzch. Ognista kwadryga boga Re majestatycznie pogrążała się w szeroko rozlanych wodach Nilu, rozpalając na niebie szkarłatną łunę. Powietrze nagrzane w ciągu dnia, unosiło się do góry, robiąc miejsce dla życiodajnej, chłodnej wilgoci napływającej znad rzeki. Świerszcze rozbudzane z letargu rozpoczynały swe przenikliwe koncerty, urozmaicane szczekaniem psów i porykiwaniem bydła zapędzanego do stajen. Okna pałaców i willi rozbłyskały dziesiątkami zapalanych świec. Na podwórzach krzątali się niewolnicy czyniąc ostatnie przygotowania do wieczornych uczt. Płomyki lampek migotały również w ubogich zagrodach ludzi utrzymujących się z pracy rąk własnych.
W jednym z takich domów, zbudowanych z wypalonej na słońcu cegły, przy kamiennym piecyku stała młoda kobieta i drewnianą łyżką mieszała potrawy bulgoczące w dwóch miedzianych garnkach. Ogień płonący w piecyku rozświetlał izbę trzepotliwymi refleksami. W łóżku wyplecionym z sitowia spał kilkuletni chłopiec. Gdy żar przygasał, kobieta dorzucała parę drewnianych obrzynków; płomień buchał na nowo i zabarwiał jej młodą twarz czerwienią. Podchodziła wtedy do okna, oddychała rześkim powietrzem i wsłuchiwała się w ciszę podzwaniającą wibrowaniem świerszczy, która powoli zajmowała miejsce ucichających odgłosów miasta przenoszącego aktywność swoich mieszkańców z ulic i placów do oświetlonych wnętrz.
Kobieta długo patrzyła przez okno, jakby nasłuchując odgłosu czyichś upragnionych kroków. Ale nikt nie nadchodził, toteż podeszła do półki i zdjęła z niej lampkę oliwną, zapaliła drewienko od ognia w piecyku i przytknęła je do knota. Po chwili jaśniejsze światło rozświetliło izbę i wydobyło z mroku jej nieliczne sprzęty. Na środku, niedaleko zbudowanego z kamieni piecyka, stał stół z niskimi krzesłami. Łóżko, w którym spał chłopiec, przylegało do ściany blisko okna. Pod ścianą naprzeciwległej drzwiom znajdowały się dwie skrzynie, jedna na żywność; nad nią wisiała przytwierdzona do ściany półka na miski i talerze, a w drugiej składano odzież. W jednym kącie leżał materac przykryty skórami, a w drugim stała stągiew na wodę i większe naczynie służące do przechowywania zboża. Pani domu westchnęła zmartwiona, położyła lampkę na przeznaczonej dla niej półeczce przybitej wysoko na ścianie, usiadła przy stole i zaczęła kroić cebulę do naczynia z oliwą.
Gwiazdy już świeciły na skrawku nieba widocznym przez okno, kiedy na zewnątrz rozległy się odgłosy szybkich kroków, a po chwili w drzwiach stanął wysoki, ciemnobrody mężczyzna.
- Dlaczego wracasz tak późno, Józefie? - zapytała kobieta oddychając z ulgą.
- Nie gniewaj się Mario, ale wracając do domu, spotkałem przybysza z Judei, i trochę z nim pogawędziłem - Józef uśmiechnął się przepraszająco, a jego czarne oczy zabłysły nie tylko odblaskiem kaganka, ale również zadowoleniem i dumą, bo oto żona niepokoiła się z powodu jego krótkiej nieobecności.
- Chętnie opowiem ci, czego się od niego dowiedziałem - powiedział Józef nieco zawstydzony, bo właśnie uświadomił sobie, że cieszy się z tego, co sprawiło Marii przykrość.
- Dobrze. Ale może najpierw zjesz kolację?
- Cały dzień marzyłem o posiłku z moją żoną - uśmiechnął się Józef - A teraz już wprost nie mogę się doczekać, bo wyborne zapachy daleko otaczają ten dom.
- Musisz być naprawdę głodny, Józefie, skoro zwykła soczewica tak ci pachnie.
- W twoich rękach, Mario, soczewica zmienia się w doskonałą potrawę. Zresztą czuję też rybę i coś jeszcze...?
- Usiądź przy stole, a ja zaraz podam.
- Jezus tak wcześnie dziś zasnął?
- Nasz syn jest zmęczony. Chodziliśmy kupować ryby na bazarze, a później biegał koło domu.
- Szkoda, że nie może się bawić z innymi dziećmi. Ale to się już wkrótce zmieni.
       Józef nalał wody do kamiennej misy i dokładnie umył ręce, potem odmówił dziękczynną modlitwę. Wtedy dopiero zasiedli z Marią do wieczerzy. Posilali się w milczeniu. Światło lampki oliwnej wydobywało z ciemności najbliższe otoczenie stołu, pozostała część pokoju tonęła w półmroku. Maria przyglądała się z uśmiechem mężowi i cieszyła się, że pochwalił jej potrawy, które teraz je z wielkim apetytem.
- Mario, ten kupiec z Judei przyjechał tu handlować pachnącymi olejkami... Wiesz, on przekazał mi wiadomość bardzo ważną dla nas - powiedział Józef nasyciwszy pierwszy głód.
- Jaka, to wiadomość, Józefie?
- Król Herod zmarł. Możemy już wracać do domu!
Maria przyglądała się przystojnej, tajemniczej twarzy męża. Ale nie odwzajemniła jego radości; w pierwszej chwili nie zrozumiała o czym mówi, a kiedy zrozumiała, poczuła ogromny, ściskający serce niepokój.
- Nie cieszysz się, Mario? - zapytał zdumiony Józef i zaraz potem dodał:
- Myślałem o tym, że możemy wracać do domu. Wcale nie myślałem o śmierci naszego prześladowcy. Bo ze śmierci człowieka, choćby nim był nawet Herod, trudno się cieszyć. Pytam, czy nie cieszysz się z możliwości powrotu do domu?
Maria nie odpowiadała nadal.
- Kilka dni temu miałem dziwny sen - mówił Józef biorąc następny kawałek ryby. - Nie opowiedziałem ci, bo rano nie było czasu, a później zapomniałem.
 - To opowiedz mi teraz, Józefie?
 - We śnie ukazał mi się mężczyzna w świetlistej szacie i powiedział, że możemy wracać do domu.
       Ramionami Marii wstrząsnął mimowolny dreszcz. Przed oczyma jej wyobraźni stanął obraz starca Symeona błogosławiącego dzieciątko i wypowiadającego trudne do zrozumienia, złowróżbne słowa: "...a twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu". Dlaczego on to powiedział? Miecz przenika serce matki wtedy, gdy coś złego dzieje się jej dziecku. A ona nigdy nie pozwoli na to, żeby...
 - Czego ty się boisz, Mario?
 - Przypomniałam sobie starca Symeona i jego słowa, które wyrzekł kiedy przynieśliśmy Jezusa do świątyni.
 - Symeon powiedział, o ile dobrze pamiętam, że nasz syn będzie kimś wielkim w Izraelu. To nie powinno cię trwożyć. Mam nadzieję, że teraz nastał dla nas czas radości. Zrozum, nasze wygnanie dobiegło końca. Możemy wracać do domu, do Judei. Jezus będzie rósł wśród swoich, będzie mógł słuchać słowa Bożego w synagodze, a ja jeszcze zobaczę Jerozolimę przed śmiercią.
 - Dobrze Józefie, powrócę razem z tobą - powiedziała Maria, bo właśnie odkryte, żarliwe marzenia męża spowodowały, że obraz starca skarlał w jej wyobraźni - Powiedz mi, czy mężczyzna z twojego snu był tym samym, który ostrzegł nas przed zamysłami Heroda?
 - Chyba tak, ale nie jestem pewien; wiesz, od tamtego czasu minęło już pięć lat. W każdym razie głos, który usłyszałem we śnie był równie życzliwy i przepełniony mocą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz