Strony

Translate

czwartek, 9 marca 2017

A propos czasu teraźniejszego

Piosenka o szmateksach

Szmateksowe madonny
Szmateksowi rycerze
Już was dopadł zły nawyk
Już was obciach nie strzeże

Kto was zaprogramował
Na ludzi z nie pierwszej dłoni
Do potulnego dygotu
Kto przebiegle nakłonił

Szmateksowe madonny
Szmateksowi rycerze
Dworne wyście pawiki
Nie równości szermierze

Klatki przyzwyczajeń obroże
W ego wasze wszczepione
Wydają się tak wskazane
Niczym drzewo zielone

Własnorozumnie musicie
Pochylać się nad dylematem
Gdyż guru nieodwołalnie
Trwają przed bankomatem

Szmateksowe madonny
Szmateksowi rycerze
Poszukujcie tej gwiazdy

Która meritum strzeże

niedziela, 5 marca 2017

O potrzebie istnienia Boga


Tytuł mojej wypowiedzi może wydawać się bluźnierczy, ale ja wcale nie twierdzę, że Boga nie ma; wprost przeciwnie.
Niestety wielu ludzi dzisiaj, którym udało się zdobyć jakieś znaczenie polityczne czy artystyczne, ośmiela się twierdzić, że Bóg nie istnieje. Owszem, mają do tego prawo, ale nie mają prawa, ażeby swoje mniemania nazywać naukowymi. Każdy bowiem kto twierdzi, że z nauki wynika, że Bóg nie istnieje, kłamie! Gdyż fakty naukowe mają taką własność, że można je udowodnić.
Zatem który z naukowców jest w stanie udowodnić, że Boga nie ma? Pytanie to jest oczywiście retoryczne, gdyż nikt tego uczynić nie potrafi. Dlatego ateizm nie ma nic wspólnego z nauką. ATEIZM JEST PO PROSTU WIARĄ w to, że Bóg nie istnieje, że świat materialny istniał od zawsze, a życie na nim powstało samorzutnie i bezcelowo. Dlatego ateiści zamiast udawać, że są przedstawicielami nauki, powinni raczej założyć związek wyznaniowy(!).
O wiele łatwiejsza jest próba udowodnienia poglądu przeciwnego. Oto najprostszy i (moim zdaniem) wystarczający dowód istnienia Boga:
Z punktu widzenia tzw. nauki twierdzi się, że życie powstało przypadkowo, bezcelowo, bezkierunkowo jako efekt zbiegu korzystnych oddziaływań na siebie różnych form materii nieożywionej, a następnie ewoluowało od najprostszej komórki, do organizmu tak niesłychanie złożonego, jak ciało człowieka.
Jeśli więc najprostsza żywa komórka powstała przypadkowo i bezcelowo, to przecież nie powinna posiadać informacji, że ma się dzielić i w jaki sposób ma to czynić. Nie mogła też wytworzyć samodzielnie 100% tej potrzeby i umiejętności w trakcie swojej krótkiej egzystencji. Skoro jednak taką umiejętność miała – świadczy o tym cała ewolucja, to komórka ta nie mogła powstać przypadkowo i bezcelowo. Zatem musimy założyć istnienie Kogoś, kto jest źródłem życia i ewolucji – czyli Boga.
Dzisiaj żyjemy w tzw. ciekawych czasach i mamy szansę obserwować, że odchodzenie od idei Boga nie przynosi pozytywnych efektów w żadnym kraju na Ziemi. Jeśli bowiem głosi się, że Bóg nie istnieje, to zbędna staje się etyka i moralność. Wszak żyjemy tylko tutaj, tylko raz i tylko dla siebie, a ludzkie prawa niech zachowują ci którzy są słabi. Hulaj więc duszo, aby jak najwięcej użyć i przeżyć. A kiedy nie będzie już można jeść, pić i zażywać innych przyjemności, i kiedy stanie przed nami widmo starości i cierpienia, to wyzwoli nas… eutanazja.
Taką z grubsza filozofię życiową wypracowano w przestrzeni fałszywej wolności, w przestrzeni pozbawionej wymagającego Stwórcy. Niestety, wolności absolutnej, nieograniczonej nie ma. I wszędzie, gdzie przekracza się granicę wolności, pojawia się zło. 
Jednym z jego przejawów jest samotność. W bardzo rozwiniętych krajach (np. Szwecja) w imię opatrznie pojmowanej wolności walczy się z etyką, rodziną, religią… Duża część społeczeństw tych krajów nie żyje w związkach, ale samotnie. Samotność ta, wynikająca z przekroczenia granicy wolności, nie jest bynajmniej źródłem szczęścia. Generuje natomiast poczucie bezsensu istnienia i niejednokrotnie jest gorsza niż śmierć, gdy prowadzi do samobójstw czy eutanazji.

sobota, 4 lutego 2017

GRANICE WOLNOŚCI – EUTANAZJA

W niektórych krajach dokonano legalizacji eutanazji, czyli zgody na zabijanie ludzi będących w jakiejś doskwierającej potrzebie: chorych, załamanych psychicznie, przerażonych koniecznością cierpienia, pozbawionych ciepła rodzinnego i miłości.
Społeczeństwa tych krajów, ich oficjalny system wartości i prawo zezwalają zabić człowieka, który przestał dostrzegać sens istnienia, zamiast udzielić mu skutecznej pomocy. To jest jakaś niepojęta paranoja – zakazana jest kara śmierci, czyli nie wolno zabijać najbardziej zbrodniczych morderców; ale można zabijać w majestacie prawa ludzi, którzy cierpią, którzy znaleźli się w depresji i zazwyczaj nie w pełni świadomie podejmują decyzję, o zakończeniu własnego życia.
Najbardziej liberalna pod tym względem jest Holandia, gdzie coraz to nowym grupom ludzi można legalnie odbierać życie. Są nimi: ludzie starsi, chorzy na depresję, psychicznie chorzy a nawet ofiary gwałtów. Ostatnio dołączono do nich również alkoholików. W 2016 roku dokonano tam prawie sześć tysięcy eutanazji.
O tym jak zazwyczaj wyglądają te „zabiegi” niech poświadczą dwa przykłady:
1. „41-letni mężczyzna, ojciec dwójki dzieci, przez osiem lat zmagał się z uzależnieniem od alkoholu. Na odwyku przebywał aż 21 razy. Jego alkoholizm spowodował rozpad jego małżeństwa, aż – jak pisze „Lifenews.com”, „jego życie zamieniło się w niekończącą się spiralę bólu, picia, samotności i cierpienia”.
Po bójce z innym alkoholikiem Langedijk postanowił, że nie chce już dłużej żyć. Lekarka podała mu śmiertelny zastrzyk 14 lipca b.r. Specjalna komisja ds. eutanazji przy holenderskim rządzie udzieliła zgody na eutanazję.”
Ostatnie chwile Marka opisał na Facebooku jego brat Marcel, dziennikarz i publicysta:
„Siedzieliśmy długo w ogrodzie rodziców, jedliśmy kanapki z serem i szynką oraz piliśmy wino i piwo. W końcu przyjechała lekarka w czarnej sukience i trampkach, zweryfikowała, czy na pewno można go uśmiercić i podała mu zastrzyk. (Mark) żartował jeszcze, że jak przeżyje eutanazję, to umówi się z panią doktor na randkę. Umarł szybko.”
Dla mnie taka sytuacja jest niepojętym horrorem. Ludzie pozbawieni wartości spędzają ostatnie chwile jednego z nich na jedzeniu kanapek i piciu piwa i wina! Czy tak powinien zachowywać się Marcel będąc bratem nieszczęsnego Marka?
2. „Kobieta z objawami demencji rozpaczliwie walczyła z lekarką, która usiłowała dokonać jej eutanazji. Może ocaliłaby życie, gdyby nie rodzina, która pomogła w wykonaniu śmiertelnego zastrzyku. Dramatyczną historię z Holandii opisuje "The Telegraph".
Kobieta, mieszkająca w domu opieki wyrażała wcześniej wolę poddania się eutanazji, „gdy przyjdzie właściwy czas”. Lekarka uznała, że ten czas nadszedł. Do takiego stwierdzenia wystarczyło jej zaobserwowanie, że pacjentka wychodzi na nocne spacery i że widać u niej objawy lęku i gniewu. Wrzuciła jej do kawy środek uspokajający, by móc spokojnie staruszkę zabić. Ta jednak ocknęła się i rozpaczliwie walczyła o życie. Wykonanie śmiertelnego zastrzyku pewnie by się nie udało, gdyby nie fizyczna interwencja rodziny.”
Opisane przykłady przywołują do pamięci nazistowskie obozy koncentracyjne, gdzie zbrodniczo eksperymentowano na zdrowiu i życiu ludzi. Przypominają również starożytnych Spartan, którzy podobno mordowali niepełnosprawne noworodki.
Jednak Spartanie moją taką przewagę, że niepochlebną wiadomość o nich mógł Plutarch wymyśleć sobie. Natomiast eutanazja, to dzisiejsza niepodważalna, nikczemna rzeczywistość wynikająca z celowego zamazywania różnicy pomiędzy dobrem a złem oraz z przekraczania granic wolności, pojmowanej jako wolności od obowiązków, od cierpienia, czy od konieczności przestrzegania praw i zasad moralnych.

Na szczęście w Polsce jest na razie inaczej. Byłem ostatnio w szpitalu i miałem okazję przekonać się, że u nas lekarze walczą o zdrowie i życie chorych, a nie pomagają im w dokonaniu samobójstwa.

poniedziałek, 26 września 2016

Długa jest noc

Moja propozycja filmu patriotycznego:



Jeśli przez chwilę mieliśmy nadzieję, że możliwe jest istnienie państw pozbawionych armii zdolnych do zdecydowanych działań obronnych, to bardzo się rozczarowaliśmy. Taka sytuacja może będzie możliwa w przyszłości, za jakieś… kilka tysięcy lat. A teraz póki co musimy zdawać sobie sprawę, że kształtowanie patriotyzmu wśród obywateli jest niezwykle istotne. Dzieła sztuki przyczyniające się do kształtowania postaw patriotycznych, szczególnie filmy i powieści, nie powinny byś programowo ośmieszane (jak to dotychczas u nas bywało), lecz wspierane z rozmysłem.
Nie rozumiem dlaczego nie mamy postępować podobnie jak największe światowe potęgi: USA, Rosja i Chiny, w których patriotyzm uważany jest za jedną z najważniejszych wartości ogólnoludzkich. 
Scenariusz „Długa jest noc” napisałem jakiś czas temu. Jest to pierwsza wersja, niektóre rzeczy można by tu poprawić. Ale dalszej pracy podjąłbym się tylko w przypadku konkretnego zainteresowania. Jestem otwarty również na oferty współpracy. Link do scenariusza:
Długa jest noc - Ryszard Hop

niedziela, 25 września 2016

Powieść historyczna

Przy okazji zbliżającej się inauguracji roku akademickiego przypominam moją powieść "Gwiazda nad Betlejem", wydaną w roku ubiegłym, która przeznaczona jest głównie dla ludzi młodych.

Przysięga wojskowa



Wrocławski rynek 23 września 2016 r.
Uczestniczyłem w świetnie przygotowanej uroczystości przysięgi wojskowej podchorążych Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych, Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych i Akademii Marynarki wojennej.
Przysięgę złożyło 429 podchorążych, w tym 79 kobiet (18% ogółu). Znajdują się wśród nich przyszli dowódcy, lekarze, marynarze, mechanicy, informatycy… Dla tych zdecydowanych młodych ludzi przysięga stanowi pierwszy krok do uzyskania gwiazdek oficerskich.
Jednocześnie przysięga i związany z nią ceremoniał stanowi doskonałą ilustrację potrzeby kształcenia i umacniania patriotyzmu w młodym pokoleniu Polaków. Bardzo dobrze, że uroczystość zorganizowano na rynku głównym, gdzie licznie zgromadzeni cywile (a szczególnie młodzież) mogli usłyszeć piękno, prawdę i konieczność zawarte w słowach:
„Ja żołnierz Wojska Polskiego przysięgam
służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej,
bronić jej niepodległości i granic.
Stać na straży Konstytucji,
strzec honoru żołnierza polskiego,
sztandaru wojskowego bronić.
Za sprawę mojej Ojczyzny,
w potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędzić.
Tak mi dopomóż Bóg. „






niedziela, 31 lipca 2016

Sindbad powraca do domu



Przeczytałem ciekawą powieść Sandora Marai "Sindbad powraca do domu". Do zabrania jej z bibliotecznej półki do domu, skłoniła mnie zapamiętana myśl Umberto Eco: ”Odkryłem na nowo to, co pisarze wiedzieli (i co tyle razy nam mówili): książki zawsze mówią o innych książkach i wszelka opowieść snuje historię już opowiedzianą. Wiedział o tym Homer, wiedział Ariost, nie mówiąc już o Rabelais’m lub o Cervantesie.”
Powieść Sandora Marai, o której mówię, jest w znaczeniu jak najbardziej dosłownym powieścią literaturze, gdyż przedstawia ostatni dzień życia znakomitego pisarza węgierskiego, Guyli Krudego, który był dla Sandora Marai mistrzem.
"Sindbad..." to powieść o iluzorycznej akcji; rzeczy najważniejsze zachodzą w niej w sferze myśli, uczuć i wspomnień bohatera; i jako taka wymaga skupienia w trakcie lektury. Odwzajemnia się za to ukrytym, czarodziejskim pięknem oraz jakby automatycznym zmuszaniem czytelnika do myślenia, które jest mu niezbędne do jednoznacznej oceny działań Sindbada.
Oto fragment powieści:
"Lecz wiedział również, że właśnie on, pisarz i żeglarz, w kwestii uczuć i namiętności nie może sobie pozwolić na luksus mądrości, chłodnego rozważnego rozsądku, ponieważ jego zadaniem jest pamiętać, nasłuchiwać głosów i patrzyć w płomień, który żarzy się na dnie ludzkich serc; za każdym razem musiał też pozwolić poparzyć, temu ogniowi, po którym zostaje unoszący się nad popiołem dym świadomości."
Rzekomo powieść jest pastiszem i ironią, ja jednak odebrałem ją jako dramat jednostki uwikłanej w samotność, będącej jak najbardziej sprawiedliwym owocem wyjątkowego egoizmu i braku miłości. Bowiem człowiek, który nie potrafi kochać, albo też potrafi kochać jedynie siebie, na zawsze jest uwięziony w świecie nieprzyjaciół i obcych.
Ostatnie zdania książki:
"Świeca dopaliła się do końca i ostatnim błyskiem oświetliła twarz żeglarza. Ta twarz z zamkniętymi oczyma była teraz pełna mądrości, obojętna i surowa. Tylko na Wschodzie mężczyźni potrafią tak obojętnie i z godnością przyjmować, że coś się kończy."
No cóż - muszę polemizować z zawartą w nich myślą. Wydaje mi się, a raczej jestem pewien, że doskonale potrafią to również mężczyźni na Zachodzie, Północy i Południu. I czynią to całkiem podobnie, jak żarówki, którym niespodziewanie wyłączono prąd.