Strony

Translate

wtorek, 31 maja 2016

Kłamstwa o Tyberiuszu Cezarze



Zachęcony solidnym wyglądem książki na bibliotecznej półce nieopatrzne sięgnąłem po „Cezara Tyberiusza” Jacka Bocheńskiego. Piszę nieopatrznie, gdyż czytając straciłem bezpowrotnie czas oraz spokój na dobre pół dnia.
Jakże tak można pisać? Jak można dawać wiarę tylko półidiocie Swetoniuszowi?
Przecież Tyberiusz był w końcu cezarem, wielkim wodzem, dobroczyńcą zwykłych Rzymian; a nie – jak sugeruje Bocheński – tylko zdegenerowanym zboczeńcem.
Wystarczy sięgnąć po chociażby „Cesarstwo Rzymskie” T. Zielińskiego:
„Tylko w jednej dziedzinie nieszczęsny obłąkaniec odzyskiwał swą dawną dzielność: w dziedzinie administracji państwowej; tu wrodzony instynkt obowiązku dawał o sobie znać z niepożytą siłą. Szereg zbawiennych ustaw odnosi się właśnie do tego ostatniego okresu. Kiedy w roku 33 wybuchł w Rzymie kryzys finansowy, Tyberiusz zakłada bank kredytowy, którego skutkiem była naprawa kredytu i powrót zaufania. Kiedy pożar zniszczył Awentyn, cesarz nie pożałował grosza i skutecznie dopomógł pogorzelcom. Bacznie śledził sprawy prowincjonalne i starał się o dobrych i sumiennych namiestników. W ogóle zostawił swemu następcy dobrze zaopatrzony skarb i dobrze rządzone i chronione państwo. Ale to były czyny powszednie, nie głośne; głośne były okrutne procesy o obrazę majestatu, dziesiątkowanie senatu — i powódź plotek o niesłychanych scenach nieludzkiego okrucieństwa i wyrafinowanej rozpusty, których teatrem miała być rajska wyspa Zatoki Neapolitańskiej”.
Niestety, wydaje mi się, że ta „powódź plotek” na temat Tyberiusza była w przeszłości specjalnie rozsiewana. Ciekawe dlaczego?
Nadzieja, że Autor szacowny, chociażby ze względu na wiek, rozumie, że „Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa…” dotyczy w równej mierze żyjących, jak i zmarłych, nawet przed tysiącleciami, nie powinna być płonna.


sobota, 28 maja 2016

Komu przeszkadza 500+?










Wprawdzie staram się nie oglądać TV często, ale i te okazjonalne spojrzenia w ekran domowego pożeracza czasu są dla mnie źródłem raczej smutnych refleksji.
Otóż najróżniejszej maści pasożyty, którym w ostatnich latach udało się zawładnąć górnymi szczeblami naszej drabiny społecznej zupełnie potraciły głowy i zachowują się jak bezmózgie chorobotwórcze bakterie, którym wszystko jedno, że zaatakowany przez nie organizm już wkrótce może wydać ostatnie tchnienie.
W końcu zrozumieli to wyborcy i dali tego wyraz przy urnach.
Przecież żadne państwo na świecie nie jest w stanie wytrzymać takiego tempa zadłużania się, które głównie jest pożerane przez przekładających z półki na półkę nikomu niepotrzebne dokumenty, albo przez zwykłych kryminalnych przestępców, nad którymi nie panuje uwikłany politycznie aparat bezpieczeństwa.
Tak dalej być nie może! My – Polacy musimy sami uporać się z tym problemem. Żadne potęgi zewnętrzne nam w tym nie pomogą. Co najwyżej skorzystają w różny sposób na upadku naszej Ojczyzny.
Elity polityczne, zajęte głównie sobą, zapomniały o milionach zwykłych obywateli. Zwykłych dlatego, że (podobnie jak ja) nie mają ambicji politycznych, i chcieliby w sposób uczciwy zarabiać na utrzymanie swoich rodzin.
Niestety godziwej pracy brakuje dla setek tysięcy polskich rodzin. Ludzie, aby nie cierpieć poniżającego niedostatku, godzą się na niemal niewolniczą pracą na europejskich polach.
Cóż innego mogą zrobić? Nasi urzędnicy o nich nie pamiętają, nie pamiętają też o nich urzędnicy unijni, chociaż tak wiele robią na rzecz tak zwanych uchodźców. Którzy muszą mieć zapewnione warunki ekonomiczne, o jakich nie może nawet śnić przeciętny Polak, którzy muszą mieć zapewnione dogodne warunki do kultywowania swoich wierzeń, podczas gdy nasze wierzenia są w sposób niewyobrażalnie bezczelny ośmieszane i zwalczane.
Chciałbym nieco głębiej zająć się problemem związanym z  falami polskich robotników, które rzekomo dobrowolnie płyną na europejskie pola. Ludzie ci na najbliższe 60 dni stają się prawdziwymi niewolnikami. Pracują okrągły tydzień, również w soboty i niedziele, nawet w Wielkanoc. Nikt nie dba o ich prawo do godnego przeżywania niedzieli i prawo do wypoczynku. Robotnicy sami nie protestują, bo chcą zarobić pieniądze, aby mieć za co wykarmić dzieci czy spłacić najpilniejsze raty. Może w końcu Ktoś z podejmujących ważkie decyzje upomni się o ich prawa. Wysyłamy misjonarzy do Afryki, i bardzo dobrze. Wydaje mi się, że byliby oni równie potrzebni na holenderskich czy niemieckich polach. Niestety, wielu robotników wraca do domu w stanie skrajnego zmęczenia i podtrucia nawozami chemicznymi. Kończy się to często śmiercią spowodowana zawałem serca czy nowotworem. Jeszcze częstsze są choroby przewlekłe, których leczenie jest droższe niż uzyskane zarobki. Z pewnością byłoby mniej takich nieszczęść, gdyby ci ludzie mieli możliwość celebrowania niedzielnego święta i odpoczynku.
Niestety, wielu naszych chrześcijan różnych stanów wyspecjalizowało się w teoretycznym wyznawaniu Jezusa, zapominając niemal zupełnie o uczynkach. A przecież On nakazał swoim uczniom rozmnażając chleb: "Wy dajcie im jeść..." Na szczęście pojawiają się światełka w tunelu; oby tylko nie okazały się pojedynczymi efemerydami. Jednym z nich jest z pewnością program rządowy Rodzina 500 Plus.