Strony

Translate

poniedziałek, 26 maja 2014

Pierwsze opowiadanie

Przeglądając stare segregatory znalazłem moje pierwsze opowiadanie "Próba", które wystukałem dawno temu na również pierwszej maszynie do pisania ERIKA. Maszynę wytropiłem w warsztacie; po niewielkiej renowacji może spełniać funkcje dekoracyjno-wspomnieniowe.




Próba

Zadutą dróżką sunie zaprzęg. Koń biegnąc ciężko dyszy i zapada w śniegowych zaspach. W bryczce dwoje ludzi. Mężczyzna powozi, z tyłu na wiązce siana leży kobieta przykryta kocem i cicho jęczy trzymając się za brzuch. Gdyby nie dźwięczenie mosiężnych blaszek zawieszonych przy końskiej uprzęży, to zaprzęg wydawałby się bezgłośną zjawą przemykającą śród bezdroży w mroźną zimową noc.
- Prędzej Zenuś, bo nie zdążymy - odzywa się kobieta zapatrzona w rozgwieżdżone niebo.
    Mężczyzna nie odpowiada, tylko mocniej szarpie lejcami i zaciąga się dymem z papierosa. Nikły ogienek rozświetla jego oszronioną twarz. Wieś, przez którą przejeżdżają, pogrążona w głębokim śnie. Gdzieniegdzie tylko zabrzesze nagle rozbudzony pies. W niektórych domach nie zgaszono jeszcze światła. Lodowe rzeźby na okiennych szybach błyszczą niby klejnoty w drogocennym naszyjniku.
    Gdy końskie podkowy zadudniły na drewnianym moście przerzuconym nad potokiem, w którym dzieci pasące latem krowy, łowią tęczowo nakrapiane pstrągi, kobieta odetchnęła, stąd już niedaleko do miasteczka, gdzie znajduje się porodówka.
- Prrr! Houuu! - mężczyzna zatrzymuje bryczkę na moście, tuż przy poręczy.
- Czego stoisz, chcesz żebym tutaj rodziła?
    Chłop milczy. Energicznie wyrzucony niedopałek spada szerokim łukiem do rzeki skutej lodem.
- Ty! Ty... - wybucha - powiedz czyje to dziecko?
- W imię Ojca i Syna! Czyś oszalał? Jak to czyje?? Twoje! A niby czyje ma być?
- Powiedz szmato czyje to dziecko, ale już!
- Wściekł się, nic tylko się wściekł. Boże, co ja winna?
- Gadaj czyje to dziecko, bo cię tu na miejscu zabiję!
    Chłopina wstał, w jego głosie kipi długo skrywana nienawiść. Chwycił żonę jedną ręką za łachy, a drugą za włosy. Teraz widać, że jest od niej mniejszy. W normalnych warunkach zapewne oberwałby zdrowo.
- Puść mnie, puść mnie Zenek! To twoje dziecko. Twoje! Przecież tyś mój mąż, tyś ze mną spał, nikto inny - broni się kobieta rozpaczliwie płacząc.
- Tak?! A na leśniczówkę po coś jak suka latała? Co??
    W porywie wściekłości chłopek wychyla żonę przez poręcz tak, że moment jeszcze i wypadnie ona do rzeki.
- No? Gadaj! Bo zdechniesz tu razem z tym bachorem. Ja mogę zgnić w więzieniu, na niczym mi już nie zależy.
- Jezuuu! Jezuuu... - wrzeszczy baba histerycznie.
    W jej szerokorozwartych, krowich oczyskach odbijają się; złoty księżyc, przerażenie i wściekłość. Mężczyzna jeszcze bardziej wychyla ją za poręcz.
- Zabij mnie, zabij! Ty łabaty konusie. Pewnie, że nie twoje dziecko. Nie twoje! Właśnie, że gajowego. Ty nawet dziecka nie potrafisz zrobić. Słyszysz! Ty kogucie wykapłoniony. Ty...
    Chłop rzucił żonę z powrotem do bryczki. Złamał pewnie z dwadzieścia zapałek niczym zapalił trzęsącymi się dłońmi sfatygowanego papierosa.
- To nieprawda, nieprawda Zenuś. Ja ciebie zawsze kochała. Ja tylko tak powiedziała, w złości - łka kobiecina.
- Wiooo!
    Zaprzęg rusza. Po chwili roztapia się w mroku. Tylko ucichające brzęczenie janczarów dolatuje gdzieś z oddali.