„Jeśli
pożar ogarnął cedry - co mają czynić przyziemne mchy?” Zastanawiam się nad tym
pytaniem wyjętym z Talmudu. Jak to, co mają robić? Muszą wszystkimi korzeniami
czerpać wodę z głębi ziemi, muszą płonąć bardzo powoli i w ten sposób osłabiać
i gasić pożar. Nic innego im nie pozostaje.
Postanowiłem
w pierwszej połowie bieżącego roku skończyć książkę historyczną z czasów
Jezusa. Nie bardzo wiem dlaczego pisanie tej książki sprawia mi duże kłopoty.
Parę razy już odkładałem ją i próbowałem od nowa. Być może pisanie beletrystyki
historycznej wymaga czasu niezakłócanego innymi problemami, ale czy ja mam
prawo mieć nadzieję, że kiedyś nastanie taki czas? Dlatego muszę pisać teraz.
Oto pierwsza scena powieści:
GWIAZDA
NAD BETLEJEM
Nad Heliopolis zapadał zmierzch. Ognista kwadryga boga Re majestatycznie
pogrążała się w szeroko rozlanych wodach Nilu, rozpalając na niebie szkarłatną
łunę. Powietrze nagrzane w ciągu dnia, unosiło się do góry, robiąc miejsce dla
życiodajnej, chłodnej wilgoci napływającej znad rzeki. Świerszcze rozbudzane z
letargu rozpoczynały swe przenikliwe koncerty, urozmaicane szczekaniem psów i
porykiwaniem bydła zapędzanego do stajen. Okna pałaców i willi rozbłyskały
dziesiątkami zapalanych świec. Na podwórzach krzątali się niewolnicy czyniąc
ostatnie przygotowania do wieczornych uczt. Płomyki lampek migotały również w
ubogich zagrodach ludzi utrzymujących się z pracy rąk własnych.
W jednym z takich domów, zbudowanych z wypalonej na słońcu cegły, przy
kamiennym piecyku stała młoda kobieta i drewnianą łyżką mieszała potrawy
bulgoczące w dwóch miedzianych garnkach. Ogień płonący w piecyku rozświetlał
izbę trzepotliwymi refleksami. W łóżku wyplecionym z sitowia spał kilkuletni
chłopiec. Gdy żar przygasał, kobieta dorzucała parę drewnianych obrzynków;
płomień buchał na nowo i zabarwiał jej młodą twarz czerwienią. Podchodziła
wtedy do okna, oddychała rześkim powietrzem i wsłuchiwała się w ciszę
podzwaniającą wibrowaniem świerszczy, która powoli zajmowała miejsce
ucichających odgłosów miasta przenoszącego aktywność swoich mieszkańców z ulic
i placów do oświetlonych wnętrz.
Kobieta długo patrzyła przez okno, jakby nasłuchując odgłosu czyichś
upragnionych kroków. Ale nikt nie nadchodził, toteż podeszła do półki i zdjęła
z niej lampkę oliwną, zapaliła drewienko od ognia w piecyku i przytknęła je do
knota. Po chwili jaśniejsze światło rozświetliło izbę i wydobyło z mroku jej
nieliczne sprzęty. Na środku, niedaleko zbudowanego z kamieni piecyka, stał
stół z niskimi krzesłami. Łóżko, w którym spał chłopiec, przylegało do ściany
blisko okna. Pod ścianą naprzeciwległej drzwiom znajdowały się dwie skrzynie,
jedna na żywność; nad nią wisiała przytwierdzona do ściany półka na miski i
talerze, a w drugiej składano odzież. W jednym kącie leżał materac przykryty
skórami, a w drugim stała stągiew na wodę i większe naczynie służące do
przechowywania zboża. Pani domu westchnęła zmartwiona, położyła lampkę na
przeznaczonej dla niej półeczce przybitej wysoko na ścianie, usiadła przy stole
i zaczęła kroić cebulę do naczynia z oliwą.
Gwiazdy już świeciły na skrawku nieba widocznym przez okno, kiedy na
zewnątrz rozległy się odgłosy szybkich kroków, a po chwili w drzwiach stanął
wysoki, ciemnobrody mężczyzna.
- Dlaczego wracasz tak późno, Józefie? - zapytała kobieta oddychając z
ulgą.
- Nie gniewaj się Mario, ale wracając do domu, spotkałem przybysza z Judei,
i trochę z nim pogawędziłem - Józef uśmiechnął się przepraszająco, a jego
czarne oczy zabłysły nie tylko odblaskiem kaganka, ale również zadowoleniem i
dumą, bo oto żona niepokoiła się z powodu jego krótkiej nieobecności.
- Chętnie opowiem ci, czego się od niego dowiedziałem - powiedział Józef
nieco zawstydzony, bo właśnie uświadomił sobie, że cieszy się z tego, co
sprawiło Marii przykrość.
- Dobrze. Ale może najpierw zjesz kolację?
- Cały dzień marzyłem o posiłku z moją żoną - uśmiechnął się Józef - A
teraz już wprost nie mogę się doczekać, bo wyborne zapachy daleko otaczają ten
dom.
- Musisz być naprawdę głodny, Józefie, skoro zwykła soczewica tak ci
pachnie.
- W twoich rękach, Mario, soczewica zmienia się w doskonałą potrawę.
Zresztą czuję też rybę i coś jeszcze...?
- Usiądź przy stole, a ja zaraz podam.
- Jezus tak wcześnie dziś zasnął?
- Nasz syn jest zmęczony. Chodziliśmy kupować ryby na bazarze, a później
biegał koło domu.
- Szkoda, że nie może się bawić z innymi dziećmi. Ale to się już wkrótce
zmieni.
Józef nalał wody do kamiennej
misy i dokładnie umył ręce, potem odmówił dziękczynną modlitwę. Wtedy dopiero
zasiedli z Marią do wieczerzy. Posilali się w milczeniu. Światło lampki oliwnej
wydobywało z ciemności najbliższe otoczenie stołu, pozostała część pokoju
tonęła w półmroku. Maria przyglądała się z uśmiechem mężowi i cieszyła się, że
pochwalił jej potrawy, które teraz je z wielkim apetytem.
- Mario, ten kupiec z Judei przyjechał tu handlować pachnącymi olejkami... Wiesz,
on przekazał mi wiadomość bardzo ważną dla nas - powiedział Józef nasyciwszy
pierwszy głód.
- Jaka, to wiadomość, Józefie?
- Król Herod zmarł. Możemy już wracać do domu!
Maria przyglądała się przystojnej, tajemniczej twarzy męża. Ale nie
odwzajemniła jego radości; w pierwszej chwili nie zrozumiała o czym mówi, a
kiedy zrozumiała, poczuła ogromny, ściskający serce niepokój.
- Nie cieszysz się, Mario? - zapytał zdumiony Józef i zaraz potem dodał:
- Myślałem o tym, że możemy wracać do domu. Wcale nie myślałem o śmierci
naszego prześladowcy. Bo ze śmierci człowieka, choćby nim był nawet Herod,
trudno się cieszyć. Pytam, czy nie cieszysz się z możliwości powrotu do domu?
Maria nie odpowiadała nadal.
- Kilka dni temu miałem dziwny sen - mówił Józef biorąc następny kawałek
ryby. - Nie opowiedziałem ci, bo rano nie było czasu, a później zapomniałem.
- To opowiedz mi teraz, Józefie?
- We śnie ukazał mi się mężczyzna w
świetlistej szacie i powiedział, że możemy wracać do domu.
Ramionami Marii wstrząsnął
mimowolny dreszcz. Przed oczyma jej wyobraźni stanął obraz starca Symeona
błogosławiącego dzieciątko i wypowiadającego trudne do zrozumienia, złowróżbne
słowa: "...a twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc
wielu". Dlaczego on to powiedział? Miecz przenika serce matki wtedy, gdy
coś złego dzieje się jej dziecku. A ona nigdy nie pozwoli na to, żeby...
- Czego ty się boisz, Mario?
- Przypomniałam sobie starca Symeona
i jego słowa, które wyrzekł kiedy przynieśliśmy Jezusa do świątyni.
- Symeon powiedział, o ile dobrze
pamiętam, że nasz syn będzie kimś wielkim w Izraelu. To nie powinno cię
trwożyć. Mam nadzieję, że teraz nastał dla nas czas radości. Zrozum, nasze
wygnanie dobiegło końca. Możemy wracać do domu, do Judei. Jezus będzie rósł
wśród swoich, będzie mógł słuchać słowa Bożego w synagodze, a ja jeszcze
zobaczę Jerozolimę przed śmiercią.
- Dobrze Józefie, powrócę razem z
tobą - powiedziała Maria, bo właśnie odkryte, żarliwe marzenia męża
spowodowały, że obraz starca skarlał w jej wyobraźni - Powiedz mi, czy
mężczyzna z twojego snu był tym samym, który ostrzegł nas przed zamysłami
Heroda?
- Chyba tak, ale nie jestem pewien;
wiesz, od tamtego czasu minęło już pięć lat. W każdym razie głos, który
usłyszałem we śnie był równie życzliwy i przepełniony mocą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz