Niedawno skończyłem 54 lata; czyli przeżyłem już 19810 dni,
ale kiedy spoglądam pamięcią wstecz, widzę tylko zamglony collage zdarzeń,
myśli i uczuć. Mam nadzieję, że zapisy w tym dzienniku, podobnie jak krzewy
utrzymujące wydmę w całości, pomogą mi utrzymać jakąś minimalną kontrolę nad
tym skończonym przecież ciągiem dni, który nazywamy życiem.
Wczoraj przeminął mi dzień imienin, ale tak pięknie, że
życzyłbym podobnych moim wrogom, gdybym ich znał. Niestety, nie mogę
powiedzieć, że nie mam wrogów. Każdy ich ma, oczywiście. Ja mam szczęście do
wrogów przezornych i lękliwych, takich chytreńkich wyśmiewaczko-podgryzaczków,
którzy pracują skrycie niczym korniki, a gdy ktoś usiłuje wyciągnąć ich zabiegi
na światło dzienne, usprawiedliwiają się przymilnie i wskazują na sąsiada ze
słowami: „To nie ja, to on”. Sytuacja taka jest podwójnie stresująca, bo nie ma
nawet komu dać w mordę.
Cóż, u nas to normalka. Podobne indywidua zajmują miejsca na
wszystkich szczeblach drabiny społecznej. I, zdaje się, że im wyżej, tym
częściej! Ale tak było zawsze, na dowód przytoczę fragmencik z Pisma:
…”Ze wszystkich stron niegodziwi krążą, kiedy podłość
wychwalana jest wśród synów ludzkich”. (Psalm XII)
No… dosyć już tego narzekania, dzisiaj czeka mnie dużo pracy
fizycznej (rąbanie drwa na opał, bo zima w tym roku straciła zmysły), a może w
końcu zabiorę się za pisanie powieści.
Parę dni temu zapisałem sobie w notesie pomysł wiersza;
zapisuję go tutaj, bo może to będzie motto do następnej książki:
* * *
Dzięki Tobie
Na progu nocy
Zamiast próżni śmierci
Widzę jasny obraz
Twojego ogrodu życia
Jezu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz