z nudy
znieczulanej ambrozją
owocem chemicznej
miłości
drożdży i
kryształków cukru
z perfidii natury
hołubiącej
regułę doboru
ukartowanego
ponad prawem
grawitacji
z rechotu
przebierańców
gaszących diamenty
uśmiechu
na ufnych spojrzeniach
dzieci
z Kaliope
pozującej na muzę
a zarazem niczym
dziwka
zaprzedającej
glinę i duszę
wysnuwa się nocą
wąż liter
który nie
rozumiejąc bandażuje
krwawiące
rozpadliny w jawie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz